Tak jednak się nie stało. W towarzystwie mżawki i mgły mozolnie zaczęliśmy się piąć pod górę czerwonym szlakiem. Po osiągnięciu pierwszego szczytu naszą wędrówkę zaczął nam uprzyjemniać boczny wiatr i olbrzymie kałuże, co wyzwoliło w nas uczucie euforii i tylko malkontenci zdecydowali się jak najszybciej dojść na Błatnią zamiast napawać się aurą i widokiem mgły. Niestety, błogi ten stan zakłócił widok schroniska, w którym gorąca herbata i grillowana kiełbasa całkowicie zrujnowały to uczucie. Cóż robić, taki los, trzeba było się osuszyć i spędzić chwilę pod dachem. Na szczęście czekała nas jeszcze droga powrotna, podczas której przyroda znów okazała się dla nas łaskawa, nie szczędząc wiatru, deszczu i błota.
Jak bardzo wszyscy kochamy Beskidy jesienią! Choć niektórzy powiadają, że zima w Karkonoszach bywa piękniejsza…